9 października 2011

Your Highness - recenzja filmu.

Oglądając film Your Highness w reżyserii Davida Gordona Greena cały czas zadawałem sobie pytanie:"Dlaczego??" Gdy tak moje pytania się piętrzyły i piętrzyły i nie znajdywały odpowiedzi, postanowiłem, że odpowiem na nie sam, w postaci recenzji, gdyż nikt, poza mną tego nie zrobi.



Pierwsze co nasuwa mi się na myśl, po seansie to:" Dlaczego ten film jest taki... kiepski?". Przecież jeżeli bierze się do produkcji średniego (co najwyżej) reżysera, to resztę powinni nadrobić aktorzy. Ale nikt z nich, o czym za chwilę nie popisał się NICZYM ciekawym.  

Ale chyba powinienem, opowiedzieć o czym to właściwie jest. A więc mamy królestwo z baśni. Świat czarów i magii. Księżniczek i smoków. Rycerzów i łotrów. I w tym oto królestwie, litościwie panujący władca Król Tallious (Charles Dance) ma dwóch synów. Jeden mężnym i odważnym jest bojem i uciechę niesie ojcu a zwie się... Fabious (James Franco). Jako się rzekło, ma on brata. I właściwie można tyle o nim powiedzieć, a na imię mu Thadeus (Danny McBride). Najpierw poznajemy tego pierwszego, gdy prawie odwala taniec na stryczku, za wychędożenie krasnoludzkiej królowej (Iga Wyrwał). Tak więc wraz z wiernym giermkiem uciekają i wracają do królestwa (o ich drodze opowiadają animacje wśród napisów - jedyny bardzo dobry element filmu), gdzie trafiają na moment w którym Fabious wraca z wojnie przeciwko potężnemu czarownikowi Lezzarowi (Justin Theroux). W jej wyniku, wybija cyklopy w/w oraz przywozi ze sobą powabną Belladonnę(Zooey Deschanel), którą następnego dnia ma wziąść za żonę. Niestety na zamek napada największy antagonista księcia (czyli ów mag) w następstwie czego bracia muszą wyruszyć na wyprawę zabicia maga i ocalenia Belladonny. A wszystko to ma związek z prastarą przepowiednią. Warto tylko dodać, że po drodze spotykają piękną Isabel(Natalie Portman) która będzie im towarzyszyć w tej wędrówce.

Jak widać na załączonym obrazku aktorzy występujący tutaj nie są źli. Szczególnie mocna jest obsada pań (no może poza Wyrwał, ale ona prawie nie gra, a ponoć nadrabia biustem) i szczerze mówiąc aktorstwo nie jest złe, a tyłeczek Portman w stringach prezentuje się imponująco. Ale cóż z tego skoro każdy kolejny gag opowiada o seksie. Ten film powinien nosić tytuł "Seks w średniowieczu". Twórcy chyba mieli jakąś chandrę, albo za dużo red tuba oglądali bo tutaj jest wszystko. Od żartów o analu, bo robienie loda (przez księcia) smokopodobnemu Yodzie( Nie wiem co to było, ale gadało podobnie do Yody). Nawiązania do innych filmów są, ale nie śmieszą i giną w ogólnej okropności filmów.Dlatego pytam się DLACZEGO?? Dlaczego Portman zgodziła się zagrać w tym filmie?? Dlaczego NIC nie jest tu subtelne?? Dlaczego zjawiskowa Deschanell prawie nic nie mówi?? Dlaczego liczba pokazanych piersi w tym filmie jest lepsza niż liczba gagów?? Pytań mam więcej, ale nie mogę po prostu uwierzyć że z tak sztampowej historii, przy tak dobrych aktorach, zamiast zrobić zgrabną komedię fantasy, zrobiono komedię erotyczną na poziomie najwyżej "Ernesta" ( z tym że on nie był aż tak obrzydliwy, nie w taki sposób).

I szczerze mówiąc film byłby na prawdę dobry, ale IMHO dobiły go te gagi. Gagi które mnie brzydziły. Może jestem na to za wrażliwy. Muzyka miodzio, prowadzenie akcji ok, tyłek Portman SUPER!. Ale to wszystko blednie w obliczu tak katastrofalnego humoru. Po prostu dno i pięć metrów mułu (a pod spodem tylko Frytka). 

Reasumując moją wypowiedź z Your Highness jest tylko jeden problem. Ta komedia nie jest dla mnie. Może, ktoś kto lubi żarty o seksie którymi mogą się dzielić niewyżyci panowie spod budki z piwem będzie się na niej świetnie bawił. Może ktoś, kto ma ochotę na taką głupawkę będzie zadowolony. Ale nie ja. Dla mnie ten film ląduje w top 5 najbardziej obrzydliwych filmów. Nie z powodu tego co pokazują (choć to też) ale co mówią


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz