9 października 2011

Recenzja filmu "Ostatni Egzorcyzm"


Film w założeniach ma być interesującym paradokumentem nawiązującym do sukcesu "Blair Witch Project". Z tym że tutaj mamy egzorcystę, który z rozgoryczenia chce udowodnić, że diabła nie ma. A jeżeli nawet jest, to na pewno nie czycha na ludzkie życia. W tym celu jedzie na wiochę zabitą dechami, by "wyleczyć" dziewczynkę rzekomo zawładniętą przez diabła (w obecności kamery, która to kręci dokument dla lokalnej telewizji).

Tyle na temat fabuły, która wraz z biegiem czasu staje się coraz bardziej niedorzeczna. Nie będę się wdawał w szczegóły, bo przecież może znaleźć się masochista, który będzie chciał to to obejrzeć, ale nawet Moulder (Z Archiwum X) nie wyśniłby sobie takich banialuk.

Film kosztował 1,5 mln dolarów i mam przeczucie, że większość z tego poszła na jeden(!) efekt specjalny, czyli płonące coś, co miało udawać szatanie dziecię. Trzeba jednak przyznać, że hajcowało się jak ta lala i wybijało się ponad ogólną kiepskość filmu.

A poza tym nie ma w nim nic wartego wspomnienia. Fabuła to sen znerwicowanego schozofrenika owładniętego manią prześladowczą, zdjęcia jak to w paradokumentach, stylizowane na amatorską (tutaj bardziej telewizyjną) kamerę. A więc mamy krzywe ujęcia, stukanie kamery, przewracanie, amatorski dźwięk (w końcu obserwujemy to "na żywca", przed montażem). Efekty specjalne ograniczały się do w/w jednej sceny. Muzyka, a właściwie jej brak można uznać za zaletę. Jest to chyba zresztą największy plus filmu, ale jej twórca (Nathan Barr) to solidny rzemieślnik i po prosty zrobił to co do niego należało.Montaż był tak słaby, że na poczatku myślałem że ten film to następna reklama. Gdyby przyznawano nagrody za chaos na ekranie to ten film miałby wszystkie możliwe statuetki w tej kategorii. Pozostaje mieć nadzieję, że reżyser (Daniel Stamm) wyciągnie wnioski ze swojego debiutu i nigdy więcej nie uraczy widza takim straszydłem.

O grze aktorskiej lepiej nie wspominać, bo drętwe dialogi i nijakość są tylko gwoździem do trumny. Żaden z aktorów nie zdołał zagrać dobrze. Postacie przez nich stworzone były tak nijakie, że nie czułem żadnych uczuć, wobec nich. Zero sympatii, współczucia, kibicowania... Po prostu irytacja ich irracjonalnymi wyborami i zachowaniem. Nie mili nic z realności, Głupi operator kamery, podrzędna dziennikarzyna i denerwujący dźwiękowiec. Na dodatek eks-ksiądz, który z zapałem udowadnia, że nie był ani dobrym księdzem, ani oszustem. 


Na początku seansu nie zorientowałem się, że to już film. I może dlatego pierwsze 10 minut było niezłe. Gdyby autorzy się postarali można by wykreować na prawdę ciekawy świat. Ksiądz, który po tragedii jaka go dotyka przestaje wierzyć. Głęboki kryzys wiary, połączyć z ciekawą osobowością, może trochę nawet dodać opieszałości i film byłby znośny. Ale jeżeli główny bohater jest taki jaki w tym filmie, to pozostaje tylko mieć nadzieję, że to na prawdę "Ostatni" Egzorcyzm.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz