9 października 2011

Hamlet na wesoło - recenzja książki Johna Moore`a "Niedobry Królewicz Karolek"


Macie czasem wrażenie, że mimo tego iż książkę czyta się świetnie, ma wciągającą fabułę, a żarty w niej zawarte, rozbawiły Was do łez to czegoś brakuje. Tak właśnie się czułem, po przeczytaniu drugiej książki Johna Moore`a "Niedobry Królewicz Karolek".

Autor tej powieści z pogranicza groteski i fantasy, został okrzyknięty, moim zdaniem trochę na wyrost nowym Pratchett`em. Świadczyć może o tym, chociażby to, że od czasu recenzowanego przeze mnie tytułu, nie wydał nic znaczącego. Czy to oznacza, że jego książka jest słaba??


Nie! Powiem więcej, jest bardzo dobra. Na tyle, żeby wciągnąć mnie, przemielić, a później wypluć zaskoczonego, że przejażdżka trwała tak krótko. Bo największą jej bolączką jest to, że jest zdecydowanie za krótka. Na 311 stronach mamy wszystko co w najlepszych światach fantasy. Magiczne krainy, wspaniałych królów, przystojnych królewiczów i piękną księżniczkę. Akcja zawiązuje się, gdy król Dalii (dodajmy, że dość nietrzeźwy i dekadencki) umiera. A kraj nie może zostać bez króla. Niestety, Dalia za dobrym krajem do rządzenia nie jest. Nie ma rzeki, opady małe, ludzie głodują. Rada królewska wymyśla więc, ażeby obwołać królem Karolka, a następnie zrobić z niego Tyrana (pisane przez duże T, bo nie chodzi o zwykłego ciemiężyciela, ale na prawdę czarny charakter). Bohater zgadza się pod jednym warunkiem. Będzie mógł wziąć piękną Katarzynę.
Jak widać, już sam początek nawiązuje do Hamleta, a potem jest tego więcej. Wtórność tej książki to jednak jej zaleta. Nie gubimy się w znanych już wątkach, a wprowadzane nowości ( jak BMZ - broń magicznej zagłady) nie powodują dużego zamieszania. Autor, umiejętnie prowadzi fabułę, ale (i tu największa wada książki) przewidywanie. Praktycznie od początku wiadomo jak to się mniej-więcej skończy. Szkoda, bo zakończenie mogłoby być lepsze, chociaż jest logicznym następstwem wydarzeń. Inne mogłoby być zbyt dziwne, lub zbyt nijakie. A tak od początku do końca dobra rzemieślnicza robota.
Zarówno język jak i składnia, nie są może wybitne, ale przecież nie o to w takich książkach chodzi. Dobrze oddają realia świata opisanego przez Moore`a, kiedy trzeba ktoś mówi gwarą. I tu słów kilka o tłumaczce, pani Dominice Schimscheiner. Uważam, że to jedno z lepszych tłumaczeń fantasy w historii i obok tłumaczeń Pratchett`a (oczywiście "popełnionych" przez imć Cholewę) i Harry`ego Pottera stawiam je na pierwszym miejscu.
Na koniec muszę dodać jedno. Książkę kupiłem nad morzem, na straganie z przecenionymi książkami. Trafiłem wtedy na "Endymiona Springa", parę książek Coelho, "Allah-a 2.0", oraz "Karolka" właśnie i muszę przyznać że to było najbardziej pozytywne zaskoczenie z tych wszystkich. Bo mimo wszystkich wad i bolączek tej książki, muszę przyznać że jest jedną z niewielu pozycji, które regularnie czytam i cały czas mnie bawi. Nie jest to dzieło na miarę "Silimarilion"-u, czy też "Belgariady" ale ma w sobie to coś, co sprawia że stała się jedną z moich ulubionych książek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz