18 marca 2015

MUZYKA - recenzja Hammerfall - (Re)volution

Zespół "Hammerfall" to duża część mojego życia. Towarzyszył mi podczas nieprzespanych nocy z HoMM III (Crag Hack pokonujący wszystkich przy szlagierze "Stronger than all" - niezapomniane), czy też zabawa do białego rana przy akompaniamencie utworów z pierwszych trzech płyt, remont przy "Let the hammer fall", oraz wiele innych wspomnień związanych z tym zespołem sprawiły, że nie przejmowałem się odrobinę słabszą formą przy "Chapter V", tym bardziej, że "Treshold" i "No Sacriface, No Victory" to były na prawdę niezłe krążki. Coś się zacięło przy "Infected" i miałem nadzieję, że nowy album szwedzkiej grupy znów zabierze mnie w rejony, które kocham.

"Tu nie będzie rewolucji"

(Re)volution obiecuje wiele. 9 album miał być świeżym podejściem do muzyki, połączyć nowe ze starym i nadać nowy wymiar zespolowi. Fanów uspokoję jednak, wszystko jest na miejscu. Szybkie (choć nie tak jak onegdaj) riffy, epickie chórki, a to wszystko okraszone głosem Joacima Cansa. Tylko, że coś poszło nie tak. Całość brzmi... ociężale. Przypomina wspomniany piąty album grupy, gdzie chociaż singlowe "Blood Bound" ratowało sytuacje. Tutaj takiego "albumsellera" nie ma. Zacznijmy jednak od początku...

Miłe złego początki

Pierwszy utwór (Hector`s Hymn) nie jest zły. Nie jest to Hammerfall w najlepszej formie, ale całkien niezła zwrotka i dobry aczkolwiek nie wybitny refren to za mało. W dodatku za długa i przekombinowana solówka, oraz częstochowski rym trochę drażni. Chciałoby się lepiej, ale człowiek myśli, za chwilę się rozkręci.

I rzeczywiście singlowy i tytułowy (Re)volution to gwiazda albumu. Zaczyna się od operetkowego preludium, niezły tekst, napięcie rośnie, a potem już typowy dla szwedów ciąg dalszy. Na prawdę, jeżeli już polecać jakiś utwór z płyty, to właśnie ten, dalej nie ma za bardzo czego słuchać...

Ale... co się stało?

Odnoszę wrażenie, że zaczęto odliczanie do 10 płyty zespołu i tak się pospieszono, że wyszedł gniot. Kolejne utwory na płycie to głodne kawałki. A więc, co my tu mamy:

Bushido - nudny i mdły twór, który nie chce wejść do mózgu.
Live life loud - to mógł być niezły utwór. Niestety mastering wszystko zespół. Ciekawy riff a`la Halloween, Joacim w końcu pokazuje coś więcej. Tu jest nieźle, ale żal zmarnowanego potencjału.
Ex Inferis - przydługi wstęp, a później zasadniczo nic się nie dzieje. I cały czas za wolno
We Won`t back down - w końcu szybciej, ale znowu rymy częstochowskie, dziwny refren któremu brakuje kopa i wciąż straszna realizacja albumu. In plus Darude Sandstorm, który gościnnie zaśpiewał. Zresztą ten kawałek to najlepszy przykład jak fajna mogła być to płyta.
Winter is coming - ballada. Typowa dla Hammerfalla, a ten od "Always will be" nie nagrał nic ciekawego w tej kwestii.
Origins - dla odmiany coś dobrego. Nieprzekombinowane, klarowne brzmienie. Szybki riff, brak drażniącego tekstu.

Trzy kolejne kawałki pominę. Bo na prawdę, lepiej gdyby ich nie było.

Analiza porażki

Dziwi mnie to, jak skopano brzmienie zespołu. Gitary brzmią mdło, Joacim ma wyraźny problem z artykulacją, teksty chyba pisał trzecioklasista. Perkusja jest dziwnie prosta. Nawet gdy nie zawodzi kompozycja, to ciężko się tego słucha. Na dodatek to wszystko jakieś.. płaskie. Nie mam audiofilskiego sprzętu, ot porządny odtwarzacz CD, amplituner, porządne kolumny, ale nie ważne gdzie próbowałem - to brzmienie mnie drażniło. Może tylko ja tak mam, ale moim zdaniem słuchając (Re)volution ucho cierpi. Mastering zabił dynamikę Hammerfalla. A to mogła być na prawdę niezła płyta...

Werdykt

Nie kupować. Jest wiele lepszych sposobów na wydanie pieniędzy. Muzycznie niczym nie zaskakuje, tekstowo jest kiepsko,a całość sprawia wrażenie źle zmontowanej wydmuszki na chwałę wytwórni. Oby 10 album był lepszy.

Ode mnie

3/10

i mam nadzieję, że zespołowi uda sie wrócić do dawnej formy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz